|
Było to razu pewnego w szkole,
Gdy nadchodził pisania klasówki czas.
Wilczyński jak zwykle nieprzygotowany,
Usprawiedliwiał się przed profesorami.
A żeby nie zabierać
profesorom czasu,
Przygotowywał się do tego
zawczasu.
Jedynym błędem kolegi
naszego,
Był wstęp do
usprawiedliwienia jego.
Zamiast wymienić na pierwszym czele,
Pana dyrektora lub panią profesor,
Którą poznał w niedzielę.
To on jak w tym kieracie, powtarzał ciągle:
Jest taka sprawa, pani
profesor,
Jest taka sprawa, nastały
już takie czasy,
Że uczniowie nie mogą
znaleźć najmniejszej chwili,
By trochę powspominać
tych co z nas szydzili.
Obecnie ludzie mówią, że teraz nie czas,
By osądzać tych co kpili z nas.
Mówią, że trzeba iść z postępem,
Zapewnić przyszłość sobie.
Więc ja nie tracę czasu,
Magazynuję żywność
zawczasu.
No, a teraz niech
mi pani profesor
Sama odpowie.
Ile to czasu
Ciągle upływa,
Jak człowiek stoi
W kolejce po wina.
Piotrowi W. 1981 rok
L. Miciuk
|